Ten tekst to podziękowanie dla Roberta Zemeckisa i Boba Gale’a za to, co zrobili dla świata. W czasie, gdy króle witają i bydlęta klękają sięgnąłem po ich film z 1985 roku, by raz jeszcze przekonać się, że to dzieło, jak i cała ponadczasowa trylogia są dopięte na ostatni guzik
i napisać pieść pochwalną na cześć „Powrotu do przyszłości”.
Nastoletni Marty McFly z Hill Valley jest przyjacielem doktora Emmetta Browna. Właśnie przebywa u niego w domu i bawi się gitarą elektryczną, którą podłącza do ogromnego głośnika. Próba zagrania kończy się przeciążeniem sprzętu, a siła wzmacniacza odrzuca chłopaka i o mało nie robi mu krzywdy. Dzwoni doktor i informuje, że dokonał bardzo ważnego odkrycia i młody musi stawić się o pierwszej piętnaście w nocy na parkingu centrum handlowego Dwie Sosny. Nastoletni chłopak przyjaźniący się ze starszym facetem? Dziś pewnie Emmett Brown zostałby oskarżony
o pedofilię.
Szczegóły, szczególiki
Już w pierwszej scenie uwagę przykuwa praca kamery, która zwraca uwagę widza na kilka szczegółów, które trzeba zobaczyć. Zazwyczaj jest tak, że początek filmu, lecą jeszcze napisy, można skończyć i dokończyć robienie popcornu w mikrofali albo do łazienki, bo przecież nic wielkiego się nie wydarzy. Tu natomiast trzeba obserwować i zwracać uwagę od początku. W radiu słyszymy reklamę, która mówi nam, że jesteśmy w Hill Valley
w 1985 roku. W telewizji informują o kradzieży plutonu przez grupę libijskich terrorystów….
Jak do tego doszło?
Latem 1980 roku scenarzysta i producent filmu Bob Gale odnalazł album ze szkolnymi zdjęciami ojca. Na fotografii widniał elegancki mężczyzna, który był również przewodniczącym klasy. Próbował odpowiedzieć sobie na pytanie czy ojciec był jednym z tych zadzierających nosa typów, których Gale nie znosił? Zastanawiał się także czy zaprzyjaźniliby się chodząc razem do tej samej szkoły? Myśl przekazał reżyserowi Robertowi Zemeckisowi, który podchwycił temat. Sam zadawał sobie pytanie, jaka w czasach szkoły była jego matka? Tak narodził się szkic scenariusza „Powrotu do przyszłości”.
Odrzuceni
Na początku Zemeckis i Gale udali się do wytwórni Columbia Pictures. Tam odprawiono ich z kwitkiem tłumacząc, że film jest zbyt grzeczny.
W tamtym czasie popularnością cieszyły się filmy przepełnione podtekstami seksualnymi. Nasi bohaterowie odwiedzili wszystkie studia w mieście. Mówiono, że filmy o podróżach w czasie się nie sprzedają. Film był „uroczy”, więc polecano im udać się do Disneya. Tam jednak spojrzeli na nich jak na wariatów i nie zgodzili się zrealizować tego filmu, ponieważ według nich scenariuszowi było kazirodztwo.
Filmowy sukces i wsparcie Spielberga
Marzenia o nakręceniu „Powrotu do przyszłości” musiały zostać odłożone w czasie. Najpierw przyszedł sukces filmu „Miłość szmaragd i krokodyl”
z 1984 roku. Później Zemeckis i Gale zgłosili się do Stevena Spielberga. Ten był oczarowany scenariuszem, co opisał ponad 20 lat później:
– Nie mogłem uwierzyć w to jak bardzo jest doskonały. Nie przypominał filmów, które do tej pory oglądałem. Był zakręcony i nieszablonowy.
Znanemu reżyserowi udało się nakłonić do współpracy Universal Pictures.
Źle dobrany aktor
Zemeckis i Gale naprawdę chcieli, by wyszedł im doskonały film. Może wszyscy reżyserzy tego chcą, a dopiero później wychodzą różne rzeczy. Może reżyser „Kac Wawy” też liczył, że z tak dobrą obsadą wyjdzie mu hit? Panowie od „Powrotu do przyszłości” mieli świetnych aktorów na planie. Nie wszyscy wiedzą, że pierwszy Marty McFly był odgrywany przez Erica Stoltza. Ponoć nagrano z nim jedną trzecią materiału. Okazało się, że taki typ komedii nie do końca odpowiada aktorowi. Brakowało tego czegoś, co dał produkcji zatrudniony później Michael J. Fox.
Ustalono, że aktor w dzień będzie pracował nad serialem, a w nocy poświęci się filmowi. To było najbardziej pracowite kilka miesięcy w jego życiu.
Muzyka
Do stworzenia głównego motywu filmowego zaangażowany został Alan Silvestri. Współpracował z Zemeckisem przy wspomnianej produkcji
z 1984, która osiągnęła spory sukces. To dzięki niemu możemy podziwiać ten wspaniały motyw muzyczny. Dodatkowo w filmie możemy usłyszeć ścieżkę dźwiękową nagraną przez zespół Huey Lewis and the News, który największą popularność osiągnął właśnie w latach osiemdziesiątych.
Ich „Power of love” w połączeniu z Jennifer Parker dającej numer telefonu Marty’emu McFly’owi dodaje takiej młodzieńczej energii. Mnóstwo w filmie świetnych kawałków, jak na przykład „Earth Angel” czy „I can’t drive 55” w drugiej części produkcji.
Co się sprawdziło?
W tym momencie trzeba zadać sobie pytanie czy „Powrót do przyszłości” przewidział przyszłość? Czy druga część filmu Roberta Zemeckisa, którego znaczna część dzieje się w 2015 roku jest chociaż bliska tego, jak dzisiaj wygląda świat? Trochę nie, trochę tak. Na pewno nie widzimy jeszcze latających samochodów czy latających deskorolek, chociaż i nad tym już się pracuje. Nike wypuściło przecież buty bardzo przypominające te samosznurujące się Marty’ego McFly’a. Ale co przewidzieli ludzie pracujący przy „Powrocie do przyszłości 2”? Można wskazać chociażby sytuację, gdy do Marty’ego w przyszłości dzwoni kolega z pracy. Jego twarz ukazuje się na zupełnie płaskim telewizorze. W rogu ekranu można odczytać zainteresowania osoby dzwoniącej. Film przewidział zatem Skype’a i media społecznościowe. Dodatkowo członkowie rodziny siedzącej przy wspólnym stole mają nałożone gogle przypominające Google Glass albo Oculus Rift. Dziś też przy okazji, gdy króle witają a bydlęta klękają, można zobaczyć, że rodzina zgromadzona przy jednym stole tak naprawdę zajmuje się swoimi sprawami w wirtualnym świecie.
To nie jest recenzja
Jak już ktoś mógł się domyślić nie jest to recenzja filmu z 1985 roku ani całej trylogii „Powrotu do przyszłości”. To podziękowania dla reżysera Roberta Zemeckisa i scenarzysty Boba Gale’a za to, że pewnego dnia usiedli i zdecydowali się zrealizować ten wspaniały, ponadczasowy projekt, który dzisiaj jest moim ulubionym. Uwielbiam do niego wracać i na nowo zgłębiać tajniki podróży w czasie, a także ciekawostki związane
z ukochanym dziełem. Scenariusz do filmu jest skrojony na miarę. Za chwilę odezwie się ktoś, kto wykaże, że w scenariuszu są dziury.
Nie przesłaniają one jednak tylu pozytywnych cech obrazu. Powyżej jest wymienione tylko kilka smaczków, o których przeciętny widz nie ma pojęcia. Jest tego dużo więcej. Dzięki nim produkcja okazała się najbardziej kasowym filmem 1985 roku, a także popkulturowym fenomenem.
W imieniu fanów BTTF dziękuję.
Autor: BS